Rakieta z
impetem przydzwoniła w lodową powierzchnie księżyca. Nim zatrzymała się, wyryła
półkilometrowy ślad.
– Morawiecki!
Jak sterujesz, bałwanie!
– Nie dało się
inaczej, panie rotmistrzu – odpowiedział Morawiecki. – Straciliśmy dwa silniki.
Dało się wylądować tylko na twardo.
– Niech wam
będzie. Wszyscy cali?!
Z trzewi statku dobiegły głosy
załogi.
– Tylko
Krzysztofeczko oberwał w bark. Nie domknął szafki w kambuzie; przy lądowaniu
wyleciał garnek i walnął z czterema gie przyspieszenia. Nic wielkiego, rana już
opatrzona.