Wszystko jej doskwierało. Wszystko. Nie istniał obszar, który nie miałby wad. Rzeczy rozczarowywały brakiem dopracowania. Tematy nudziły banałem. Ludzie okazywali się w końcu niegodnymi zaufania partaczami. Gdziekolwiek by nie spojrzała, widziała sączące się trucizną pęknięcia. Nawet najbardziej wygładzona powierzchnia pod spodem miała zepsuty środek. Niedociągnięcia raziły wszędzie, tylko on jeden pozostawał doskonały.